poniedziałek, 10 marca 2025

Jurek, Juras, Jerzyk, Jerzyczek, Jerzy Kamrowski


 Nie pamiętam kiedy i w jakich okolicznościach poznałam Jurka Kamrowskiego, poetę, malarza, krytyka sztuki. Być może było to, kiedy zaczęłam pracować w KAW-ie, a może jeszcze wcześniej, jeszcze w początkach lat 70 -tych. Prawdopodobnie bywał na spotkaniach poetów gdańskich, na które i ja chadzałam. Był zatrudniony w latach 1973 -1985 na Politechnice Gdańskiej w Zakładzie Korozji Instytutu Chemii Nieorganicznej ( był absolwentem Wydziału Chemii PG). Od początku pomiędzy nami zawiązała się mocna i głęboka przyjaźń. Oboje żyliśmy poza rzeczywistością, całkowicie oderwani od spraw codziennych. Świetnie się dogadywaliśmy. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu, a kiedy zaczął pracować jako kustosz i konserwator zbiorów Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, to widywaliśmy się codziennie, przychodził do mnie do KAW-u, którego siedziba była nieopodal. Przychodził zaraz po pracy i dalej razem wyruszaliśmy na wystawy, do teatru, kina, wszędzie tam, gdzie było coś do przeżycia artystycznego, a wieczorami lądowaliśmy w sopockim SPATiF-ie. Bywaliśmy też razem na „imprezkach” towarzyskich, które m.in. organizowała Madzia Kunicka, słynna gdańska animatorka kultury, czy Alicja Kosiorowska, szefowa gdańskiego KMPiK-u ( więcej temat gdańskiego KMPiKu dalej).  Jurek Kamrowski był bez wątpienia najważniejszą postacią dla mnie w latach mniej więcej 1975 -1986. Nie znałam nigdy wcześniej nikogo o tak rozległej wiedzy. Ta olbrzymia mądrość, którą wszystkich zachwycał, oszałamiała mnie i ubogacała. Czerpałam z niego garściami. Był człowiekiem niebanalnym i wyjątkowym. Wybitnie utalentowany, wszechstronny, artystycznie uzdolniony. Rzadko spotyka się dziś takich, jak on, erudytów. Zawsze zwracał uwagę na to co wielkie i na to małe, zwracał uwagę na sacrum i na profanum, czyli na to co święte, boskie, filozoficzne, naukowe i na to co świeckie, proste zwyczajne, ludyczne (zabawowe). Dla Jurka sztuka była świątynią i sacrum. To on rozpalał we mnie pragnienie tworzenia. Co chwilę obdarowywał mnie też swoją różnorodną, niezwykłą twórczością. Malował malutkie dziwaczne obrazeczki wielkości znaczków pocztowych, niekiedy większe opatrzone równie dziwacznymi tytułami. Zasypywał mnie szczególnymi kartkami pocztowymi z dowcipnym komentarzem, pisał wiersze. I to te wiersze, które były mi bliskie i w klimacie i w stylistyce, sprowokowały mnie do tego, aby namówić go, by napisał kilka do moich prac.  I napisał. Tajemnicze, fantastyczne i niezwykle spójne z moimi fotomontażami. Wiersze, którymi uzupełniałam w późniejszym czasie swoje przyszłe wystawy i katalogi.

Malował malutkie obrazeczki wielkości znaczka pocztowego opatrzone dziwacznymi własnymi podpisami lub cytował fragmenty poezji innych twórców.
 





                          
                                



 

 



wtorek, 21 maja 2024

Fotomontaże klejone Cz 1

Już od dziecka miałam silną potrzebę wyrażania swoich emocji w formie twórczości artystycznej. W liceum moje zainteresowania powoli zaczęły się krystalizować i coraz bardziej pochłaniała mnie fotografia. Uczestniczyłam w życiu fotograficznym Trójmiasta i Warszawy bardzo aktywnie. Fascynował mnie fotomontaż i w tej technice realizowałam swoje kolejne prace. Część z tych prac pokazałam już wcześniej na zbiorowej w Warszawie w 1976 roku i od tego czasu skupiłam się na fotografowaniu tematów głównie pod kątem przyszłych fotomontaży. Dobrze wiedziałam czego chcę, kto, i co mnie interesuje. Moje archiwum w większości zawierało portrety dziwnych postaci, zdjęcia różnych przedmiotów, motywów roślinnych, ptaków, symboli. To były zasoby, z których czerpałam potrzebne elementy, motywy, z których następnie budowałam swoją rzeczywistość w swoim indywidualnym i rozpoznawalnym stylu. Była to żmudna, mozolna, czasochłonna i wymagająca cierpliwości praca. Polegała na wykonaniu w pierwszej kolejności niewielkich projektów klejonych, złożonych z wyciętych elementów fotograficznych, wcześniej wybranych i dopasowanych do kompozycji, by następnie wykonać duże powiększenia w wyliczonych, odpowiednich proporcjach tych elementów. Następnie części te były precyzyjnie wycinane z tła malutkimi nożyczkami, potem klejone posiłkując się małym projektem, a następnie powtórnie, już jako kompozycja fotografowane. Tak powstawał finalny negatyw i powiększenie.



Jurek, Juras, Jerzyk, Jerzyczek, Jerzy Kamrowski

 Nie pamiętam kiedy i w jakich okolicznościach poznałam Jurka Kamrowskiego, poetę, malarza, krytyka sztuki. Być może było to, kiedy zaczęłam...